Być może czytali już Państwo książkę księdza Tomasza, Dyrektora naszej Szkoły, na temat mocy modlitwy uwielbienia. Autor napisał ją w lutym br. i zwykle rozdaje zainteresowanym przy okazji spotkań z wiernymi w parafiach przygotowujących się do przeżycia Misji Ewangelizacyjnych. Najbliższe takie wydarzenia będą miały miejsce w parafii pt. Ofiarowania Pańskiego na warszawskim Natolinie (03-10.09), w parafii pw. Matki Kościoła w Łukowie, (17-24.09), w parafii Podwyższenia Krzyż w Miętnem koło Garwolina (08-15.10) oraz w parafii w Śmiarach nieopodal Wiśniewa (12-19.11). Ks. Tomasz poprowadzi je, jak zwykle, z ekipą świeckich ewangelizatorów, którzy na co dzień formują się w siedleckiej Wspólnocie Jednego Ducha, bądź w innych zrzeszeniach katolickich działających na terenie diecezji siedleckiej, lub też innych Szkołach Nowej Ewangelizacji z terenu całej Polski.
Ci, którzy przeczytali już wspomnianą powyżej książką pt. WARTO ZAUFAĆ BOGU DO KOŃCA nadsyłają do nas kolejne świadectwa o tym, jak wielką moc ma modlitwa uwielbienia. Pragniemy podzielić się treścią jednego z takich świadectw, którego treść zamieszczamy poniżej:
Wspólnie z żoną Marzenką należę do szerokiego grona ekipy świeckich ewangelizatorów, którzy swoim świadectwem, głoszonym podczas Parafialnych Misji Ewangelizacyjnych, wspomagają posługę księdza Tomasza.
W sobotę 27. maja br., jadąc z posługą na Misje do Sobienich Jezior, miało miejsce takie oto zdarzenie. Mniej więcej po piętnastu, może dwudziestu kilometrach silnik samochodu, którym jechaliśmy, zaczął dziwnie pracować. Do tego jeszcze auto zaczęło bardzo dymić. Wspólnie z żoną podjęliśmy modlitwę, bo zależało nam, by na czas dotrzeć do parafii, gdzie mieliśmy powiedzieć nasze świadectwo życia z Jezusem Chrystusem. Uwielbialiśmy Pana… szczerze mówiąc, więcej żona niż ja, który jestem mechanikiem samochodowym z zawodu, więc bardziej skupiałem się na przyczynie takiego stanu rzeczy. Choć już długo nie pracuję w zawodzie, to pewnych rzeczy się nie zapomina. To co działo się z autem nie napawało optymizmem.
Nagle żona wyrwała mnie z mojego zamartwiania się, przypominając, jak wielką moc ma modlitwa uwielbienia. Kontynuując podróż, zacząłem bardziej zdecydowanie, wspólnie z żoną, uwielbiać Boga za ten kłopot. Z minuty na minutę w moim sercu rosła wiara i przekonanie, że Pan chce, abyśmy dotarli do Sobienich Jezior, bo On pragnie nas widzieć głoszących Jego chwałę podczas Misji! nasze serca ogarniał Boży pokój.
Po kolejnych kilku minutach samochód przestał hałasować i dymić, dzięki czemu spokojnie dojechaliśmy na miejsce. Po wygłoszonym świadectwie, co miało miejsce o godzinie 10:00, pojechaliśmy do Osiecka na cmentarz, gdzie znajdują się groby moich krewnych. Stamtąd pojechaliśmy do znajomych, do Otwocka Wielkiego, a po południu wróciliśmy do Sobienich Jezior na wieczorne głoszenie.
Od momentu porannego zdarzenia do popołudnia przejechaliśmy w sumie około 50 km. Wracając wieczorem do domu silnik ponownie zaczął głośno pracować, a samochód dymić. Takim „zepsutym” autem dotarliśmy szczęśliwie do domu, oczywiście cały czas modląc się i uwielbiając Pana Jezusa.
Rano na modlitwie zapytałem Pana Jezusa, dlaczego najpierw nam naprawił auto, a później ponownie pozwolił, by sprawiało nam kłopoty? Jego odpowiedź była natychmiastowa: „Pawle, gdybym Ci naprawił auto to, jak znam ciebie, znalazłbyś jakieś ludzkie wytłumaczenie tamtej awarii, a tak… zdiagnozujesz samochód i będziesz wiedział, że sobotnie wydarzenia, to moja interwencja”.
W poniedziałek postanowiłem przyjrzeć się dokładnie temu, co auto kryło po maską, by znaleźć przyczynę zaistniałych problemów. Przystąpiłem do naprawy i odkryłem awarię turbosprężarki, która uległa rozszczelnieniu i „złapała” bardzo duży luz. Według mojej wiedzy i wieloletniego doświadczenia mechanika nie jest możliwe, żeby samochód, z tak uszkodzoną turbiną, mógł przejechać tyle kilometrów. Jestem tego pewien.
To modlitwa uwielbienia sprawiła, że tamtego dnia, dojechaliśmy z Marzenką na Misje, by podzielić się naszą wiarą i szczęśliwie wrócili do domu. Chwała Panu! Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus!!!
Paweł (lat 58)
Super świadectwo .
Ja też mam świadectwo ingerencji Pana Boga w nasze życie .
Mój mąż miał zawał 17 maja 2023 r ,reanimawalam go wraz z córką i jego bratem na zmianę przez 30 minut do przyjazdu karetki ,gdy karetka przejęła jego reanimację wraz z córką modliłysmy się o to aby przeżył . Uwielbiałam Boga i modliłam się Pismem Świętym ogłaszałam jego zdrowie ,że jest wszystko w porządku ,wielbilam Boga w tej sytuacji .
Mąż przeżył jest wszystko ok . Lekarze mówili że ma układy w niebie . Nigdy nie reanimawalam nikogo ,zachowałam trzeźwy umysł i podejmowałam słuszne decyzje ,byłam sama podczas jego zatrzymania . Wiem że to Duch Święty tak działał .