Misje prowadzone przez księdza Tomasza i jego zespół świeckich ewangelizatorów były bardzo wyjątkowe. Nauki były nie tylko pouczające, ale też wzruszające. Ponieważ były one głoszone nie z kartki, lecz z serca, dlatego trafiały wprost do naszych serc. Słuchając ich miałam wrażenie, że to sam Jezus przemawia do swoich uczniów. Pomimo tego, że Msze Święte trwały długo, to ja wcale tego nie odczuwałam i chciało się tego słuchać więcej i więcej. Wychodziłam z nich pełna wiary z uśmiechem na twarzy. Na myśl, że misje się skończyły, mam łzy w oczach, bo będzie mi ich bardzo brakowało. Gdy dowiem się o kolejnych misjach prowadzonych przez zespół misyjny z siedleckiej Szkoły Nowej Ewangelizacji w okolicach Białej Podlaskiej, to pojadę z całą rodziną, nawet jeśli miałabym słuchać tych samych kazań, bo to nie jest stracony czas.
Joanna, 45 lat
Bardzo cieszę się, że mogłam uczestniczyć w każdym dniu Misji. Będę je miło wspominać i zostaną w mojej pamięci na bardzo długo. Wracając do domu po nabożeństwach rozmyślało się jeszcze długo nad mądrymi słowami i z niecierpliwością wyczekiwało się kolejnego dnia, by móc znowu posłuchać sensownych słów zaczerpniętych z życia, przez co każdy temat był bliski nam grzesznikom. Czuło się, że słowa te płynęły do słuchaczy prosto z głębi serca głoszącej osoby. W naukach misyjnych wyczuwało się również szacunek i miłość do bliźniego. We mnie samej usłyszane treści wzbudzały jeszcze większe pragnienie miłości do Pana. Skłaniały mnie do refleksji nad moim życiem. Przypominały, że Pan Bóg powinien być na pierwszym miejscu w życiu. Niesamowite jest to, że podczas misji przez osiem dni pojawiło się mnóstwo wiernych; nawet tych, którzy wcześniej rzadko odwiedzali nasz kościół. Te misje były czymś naprawdę ważnym i potrzebnym dla każdego człowieka. Każdy dzień misji był wyjątkowym! Podobało mi się dosłownie wszystko. Codziennie mogliśmy posłuchać pięknych nauk księdza, oraz wzruszających świadectw świeckich z zespołu misyjnego, jakich mieliśmy zaszczyt gościć. Dzięki temu ten czas nie był czasem zmarnowanym, lecz owocnym dla każdego z nas. Niestety misje dobiegły końca. Na samą myśl o tym ogarnia mnie smutek. Czas świętych Misji to był czas, który dał nam Pan. Jemu chwała!
Aneta, 22 lata
Podczas Misji po raz pierwszy od wielu lat poczułam lekkość i radość w sercu. Uśmiechnęłam się, chociaż już bardzo dawno tego nie robiłam. Czuję, że wszystkie moje choroby i zmartwienia pokonam, bo otrzymałam potężny zastrzyk siły, energii i pogody ducha. Wszystkie czarne chmury, których z roku na rok przybywało, rozchodzą się i widzę, że słońce, które się przez nie przebija, świeci również i dla mnie.
Marta, lat 47
Już podczas Misji mój mąż zaczął się do mnie odnosić z większym szacunkiem. Ja też stałam się bardziej spokojna. Misjonarze tak dobitnie i rzeczowo przemawiali do nas, docierając do głębi serc, że widziałam dużo ludzi, którzy dotychczas nie chodzili do kościoła, a jednak przyszli na Misje.
Uczestniczka
Jestem matką siódemki dzieci. Wywodzę się, jak większość z nas, z rodziny katolickiej. Często widziałam rodziców modlących się na kolanach. W swoim życiu przeżywam dobre chwile i te złe, ale wtedy moje myśli kieruję ku Panu Bogu. Misje ewangelizacyjne nauczyły mnie ufności Bogu, gdy pojawiają się problemy. Dowiedziałam się, że rozwiązania różnych spraw trzeba szukać w Piśmie Świętym. Teraz wiem, że Jezus wiedzie mnie po właściwych ścieżkach, dlatego trzymam się Jezusa i Maryi. Innym wspomnieniem, jakie pozostanie mi po Misjach będzie obraz tłumów ludzi, przychodzących codziennie przez osiem dni do kościoła.
Agnieszka, lat 44
Dziękuję Bogu za te osiem dni „duchowej uczty”, za homilie ks. Tomasza i świadectwa wiary głoszone przez ludzi świeckich. Szczególnie za przybliżenie Boga, który nas kocha i nie odrzuca mimo upadków, ułomności, lenistwa i pychy. To były piękne dni, pełne drogowskazów dla dalszego życia w rodzinie, pracy i społeczeństwie. Ukazały miłość Boga Ojca, który Syna swego Jezusa Chrystusa posłał, aby umarł za mnie na krzyżu i mnie zbawił. Zobaczyłam, co w moim życiu jest złe, a co dobre oraz ile pracy należy włożyć, aby moje życie rodzinne uległo zmianie. Popełniamy błędy i sporo w naszym domu nim niedociągnięć, choć z pozoru wydawałoby się, że jesteśmy zgodną, kochającą się rodziną. Czeka nas ogrom pracy, ale z Bożą pomocą na pewno się uda. Przesyłam wyrazy wdzięczności i zapewniam o modlitwie za księdza i cały zespół misyjny Szkoły Nowej Ewangelizacji.
Marzena, lat 55
Dziękujemy Bogu za ten szczególny czas Misji ewangelizacyjnych w naszej parafii. Głoszone Słowo otworzyło nam serca na działanie Ducha Świętego i sprawiło, że oderwaliśmy się od ziemi. Ze wszystkich nauk najbardziej dotarło do mnie to, że „Bóg ma plan dla każdego człowieka i nic nie dzieje się bez Jego wiedzy”. Natomiast najbardziej wzruszającym momentem było błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem w sobotę z modlitwą o uzdrowienie.
Uczestniczka
Ech… niestety doszliśmy już do ostatniego dnia naszych świętych Misji. Był to piękny czas. Na początku wydawało mi się, że osiem dni to strasznie dużo, ale teraz, kiedy Misje się już kończą, twierdzę, że to zdecydowanie za krótko. Uczestniczyłam w każdym dniu misji. Nie wyobrażałam sobie tego, bym mogła opuścić choć jeden dzień, ponieważ każdego dnia było coś nowego; nowe treści, których mogłabym słuchać godzinami. Wielką zaletą był też sposób przekazywania tych treści, dzięki czemu docierały one dogłębnie do każdego człowieka. Bóg podczas Misji wiele mi pokazał. Dlatego bardzo się cieszę się, że mogłam je przeżyć, by pogłębić moją wiarę. Zresztą, na pewno wielu skorzystało, bo liczba osób uczestniczących w Misjach mówiła sama za siebie. Mam pewność, że wszystkim się podobało. Dziękuję Bogu, księdzu i świeckim z zespołu misyjnego za ten czas!
Magda, 20 lat
Codziennie modlę się, polecając moje dzieci Bogu. Jednak martwi mnie, że na modlitwie często rozpraszam się i myślę, iż Bóg nie wysłuchuje mojej modlitwy. Tymczasem podczas Misji usłyszałam, że Bóg mnie kocha bezwarunkowo i chce mojego dobra, dlatego nie ma modlitw „niewysłuchanych”. Codziennie ze wzruszeniem słuchałam bardzo pouczających nauk i świadectw. Był to piękny i błogosławiony czas. Myślę, że przez to byłam bardziej skupiona na modlitwie. Nauki były pouczające, głębokie i szczere. Postanowiłam zupełnie wyzbyć się przeklinania, co mi się wcześniej zdarzało i żeby moja mowa była czysta. Chcę mieć więcej życzliwości wobec tych, którzy ode mnie jej oczekują. Myślę, że z Bożą pomocą będę lepszym człowiekiem. Bóg zapłać za wszystko i za modlitwę.
Bogusława, lat 69
Potrzebę tych Misji czułam już od dłuższego czasu, a im było bliżej, tym potrzeba stawała się jeszcze większa. Podczas Misji Jezus uwolnił mnie z bardzo ciężkiego grzechu. Im dłużej go nosiłam, tym mocniej mnie uwierał. W okresie poprzedzającym Misje coraz rzadziej uczestniczyłam w niedzielnych Mszach Św., a jeszcze rzadziej przyjmowałam sakramenty. Idąc do kościoła w pierwszy dzień Misji nie wierzyłam, że coś one zmienią w moim życiu. Jednak po wysłuchaniu pierwszej nauki następnego dnia z ogromną ciekawością znów udałam się do naszej świątyni. Tego dnia pan Gutek mówił o swoim życiu, a ja odebrałam jakby mówił o moim. Teraz pierwszą rzeczą, którą robię jest modlitwa i zawierzenie całego dnia Bogu. Zaczynam powoli doświadczać Jego miłości. Owoce już się pojawiają. Otóż, w kolejnym dniu Misji moja córeczka dostała bardzo wysokiej gorączki, której nie mogłam zbić. Wtedy dokonałam aktu zawierzenia dziecka Panu i… temperatura spadła niespodziewanie szybko i więcej się nie podniosła. W sobotę mówiono o Duchu Świętym, a ja wieczorem siadając do tego listu nie umiałam złożyć dwóch prostych zdań, by opisać to, co czuję. Wtedy pomodliłam się do Ducha Świętego, aby pomógł przelać na papier to, co miałam w sercu i On pomógł. Normalnie, to nie umiem pisać takich rzeczy. Tak bardzo odczułam, że w Nim jest siła i moc. Ksiądz prosił, żeby napisać, co nas dotknęło podczas misji. Poprzez misje dostałam drugą szansę, a nauki misyjne nie tylko otworzyły mi oczy, ale i serce. Dla mnie temat Misji był odpowiedni w formie i w Słowie Bożym.
Magda, 35 lat
Na początku chciałabym z serca podziękować prowadzącym za trud, który włożyli w przygotowanie i przeprowadzenie tych Misji. Moje życie, mój sposób patrzenia na świat, problemy i co najważniejsze, relacje z Panem Bogiem zmieniły się diametralnie. Jeszcze dwa tygodnie temu nie sądziłam, że napiszę taki list. Wyszłabym pewnie z założenia, „że nie ma po co”, lub „niech ktoś inny napisze”. Świadectwa ludzi nawróconych, pokładających pełną ufność w Panu, głęboko mnie dotknęły. Także nauki misyjne napełniły mnie nadzieją. Czuję taką niewytłumaczalną radość i ogromny spokój duszy. Uświadomiłam sobie podczas tych Misji, jak bardzo kocham mojego męża, mimo jego wad. Kocham go mimo trudności, jakie razem pokonujemy, borykając się między innymi z problemem braku potomstwa. Ufam Bogu Ojcu i Matce Przenajświętszej, całym sercem przyjmuję wszystko, co będzie i już teraz dziękuję Panu za to. A modlitwę małżonków postanowiliśmy odmawiać codziennie. Pięknym momentem było wybranie Chrystusa na osobistego Pana i Zbawiciela i oddanie Mu życia. Ważnym według mnie jest także uświadamianie ludziom, że posiadanie różnych amuletów nie przynosi szczęścia, ale wręcz odwrotnie, przynosi nieszczęście. Sami mieliśmy sporo takich rzeczy w domu i nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie są tego konsekwencje. Jeszcze kilka tygodni temu nie sądziłam, że podczas Misji będę spędzać po kilka godzin w kościele, nie czując zmęczenia. Mój mąż mówi teraz, że mnie nie poznaje, gdyż dotychczas nie byłam jakąś przesadnie pobożną. Tymczasem moja wiara się umocniła i całym sercem kocham Boga! Słysząc wcześniej o tych Misjach, nie sądziłam, że odmienią moje życie. Czuję również głęboką chęć przebaczenia i pojednania się z moim tatą i siostrą, z którymi nie rozmawiam od dwóch lat. Wiem, że Duch Święty ześle mi łaskę pokoju i przebaczenia. Będziemy wspominać Księdza w naszych modlitwach, a także wszystkich pomocników, którzy przyczynili się do organizacji tych misji. Jeśli to możliwe, czekamy na płyty CD bądź nagrania w internecie z naukami dotyczącymi życia, relacji małżeńskich czy rodzinnych. Z serca za wszystko dziękuję i za wszystkie łaski, które otrzymałam. Chwała Panu!
Aneta, 33 lata
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Bardzo dziękuję za ten cudowny czas Misji. Niestety nie mogłam być na wszystkich naukach (to znaczy przez wszystkie dni), ale cały czas, który był mi dany, był czasem niesamowitym. Prowadzący Misje w fantastyczny sposób przybliżyli sposób działania Trójcy Świętej. Równie budujące były świadectwa, których mogliśmy wysłuchać tak wiele. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie nauka o śmierci, odchodzeniu, pożegnaniu się z bliskimi oraz rozważania Drogi Krzyżowej. Wierzę, że będę umiała czerpać z tej nauki i przynosić owoce w moim codziennym życiu.
Anna, 36 lat
Misje to naprawdę, naprawdę niezwykły czas w moim życiu. Na początku uważałam, że moje uczestnictwo w misjach zakończy się w pierwszym dniu tzn. w niedzielę, lecz to było tak interesujące, że nie mogło zakończyć się na jednym dniu. Najbardziej urzekł mnie poniedziałkowy Wieczór Uwielbienia, po którym zapaliło się światełko w moim sercu. Do mego serca trafiały też świadectwa świeckich misjonarzy o ich przeżyciach i cuda, jakich doświadczyli w swoim życiu. Moja wiara jest teraz silniejsza.
Sandra, 16 lat
Dwa dni myślałam co napisać, by trafnie wyrazić swoje emocje, odczucia. Czas Misji to najpiękniejsze chwile mego życia. Żywy Jezus Chrystus przemawiał do mnie, jak nigdy wcześniej przez czterdzieści trzy lata mego życia. Misje stały się czasem odnowy i przemiany; czasem wybaczenia sobie i innym. Pragnęłam, aby Misje zmieniły moje życie i tak się stało. Misjonarze mówili o cudach i ja ich doświadczyłam. W środę rzuciłam papierosy bez głodu nikotynowego i objawów odstawienia. Po czterech latach przystąpiłam do spowiedzi i poczułam się wolna, lekka, bo znowu czułam Twą bliskość w sercu i w swoim życiu. Zakończyłam toksyczne relacje z ludźmi, których wpływ zabiera mi radość życia w Tobie, Panie Jezu. Ziarno żywego Słowa zostało zasiane w moim sercu na nowo, ale teraz to już żyzna ziemia. Coś czuję, że będą niezłe żniwa. Syn Boży, Jezus Chrystus moim Panem jest!
Uczestniczka
Zbliżały się Misje. Ksiądz proboszcz naszej parafii już od roku modlił się ich owocne przeprowadzenie. Gdy odmawialiśmy modlitwy w tej intencji w kościele, ja tak za bardzo nie odczuwałam tego. Nie myślałam, że taka modlitwa jest ważna i potrzebna. Po prostu zwyczajnie podchodziłam do tego wydarzenia. Wcześniej chodziłam do kościoła dosyć często. Na Mszy świętej byłam w każdą niedzielę tygodnia, obchodziłam pierwsze piątki i soboty miesiąca, a nawet mniej znane święta maryjne. Jednak w życiu duchowym odczuwałam monotonię i rutynę. Miesiąc przed Misjami mieliśmy z mężem wypadek. Pan Bóg wtedy pokazał, że czuwa nad nami, bo nic nikomu się nie stało: ani dla nas, ani dla osób z drugiego samochodu. Już wtedy doświadczyłam tego, jak Pan Bóg nas kocha i jak bardzo otoczył nas swoją opieką, chroniąc przed nieszczęściem. Jednak to nie koniec trudnych wydarzeń poprzedzających Misje. Niespełna sześć dni później mojego tatę przygniótł dorosły byk. Przyparł go swoim ciężarem do muru i zaczął go dusić. W wyniku tego byk zadał tacie wiele ran, połamał mu żebra oraz przebił płuco. Tato w ostatniej chwili złapał się za płot i zwierzę wyrzuciło go z klatki, Mama zadzwoniła najpierw do mnie i powiedziała co się stało, a później szybko po karetkę. Nie mogłam jechać do szpitala, bo to już był późny wieczór, ale od razu zaczęłam się modlić. Nie wiedziałam jak się modlić, aby Pan Bóg mnie wysłuchał. Wzięłam do ręki różaniec i zaczęłam odmawiać koronkę, prosząc Pana Jezusa, aby ulitował się na tatą i uratował jego życie. Swoje modlitwy ofiarowałam Miłosierdziu Pana Jezusa. Pamiętałam, że na obrazku Pana Jezusa Miłosiernego było napisane: „O, jak wielkich łask udzielę duszom, które odmawiać będą tę koronkę. … niech pozna cała ludzkość niezgłębione Miłosierdzie Moje”. Gdy kończyłam mówić jedną koronkę, od razu zaczynałam następną. Następnego dnia została odprawiona Msza Święta o zdrowie dla taty. Lekarze zastanawiali się czy dać go na OIOM i podłączyć pod respirator, aby takim sposobem ratować jego życie, czy zostawić na zwykłej sali i czekać, co będzie. Na Mszy Świętej modliłam się, aby Pan Bóg oświecił lekarzy, aby wybrali taką drogę leczenia, która będzie lepsza. Prosiłam Pana Jezusa z głębi swojego serca o cud uzdrowienia. I co najważniejsze, tak mocno wierzyłam Panu Jezusowi, że uratowanie życia jest możliwe. Nie traciłam nadziei i wiary. Przyjęłam Komunię Świętą i powiedziałam sobie – skoro ja przyjmuję prawdziwe Ciało i Krew Pana Jezusa, to zaniosę żywego Pana Jezusa do taty, aby go uzdrowił. Postanowiłam sobie, że gdy będę miała możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej w następnych dniach, to tak samo uczynię. I tak było. Najpierw byłam na Mszy Świętej, przyjmowałam prawdziwego Pana Jezusa do swojego serca i jechałam do szpitala do taty. W międzyczasie mama traciła nadzieję. A ja tak mocno wierzyłam, że Pan Bóg istnieje, widzi nasze poświęcenie i słucha naszych modlitw. Dlatego powiedziałam mamie: „Pan Bóg powiedział – proście, a otrzymacie”. A ja proszę i wierzę. Wiedziałam, że Pan Bóg może uczynić wszystko, więc wierzyłam, że okaże nam swoje miłosierdzie. Tatę położono na OIOM. Po wykonaniu szeregu badań innych narządów: nerek, głowy, kręgosłupa, serca, śledziony itd. w celu sprawdzenia, czy nie były zgniecione, postanowiono zostawić go na zwykłej sali i ratować płuco. Ja wiedziałam, że skoro Pan Bóg uratował mu przede wszystkim głowę, kręgosłup i serce, to miał swój plan na to. Mijały kolejne dni i widziałam jak Pan Bóg pomaga wrócić do sił. Lekarz przyszedł i powiedział mamie, że życie taty było zagrożone, czyli że mógł umrzeć, a teraz już jest wszystko opanowane. Ja wiedziałam, że to Pan Jezus otoczył go Swoim Miłosierdziem i go uzdrowił. Dziękuję mu za to z całego serca.
Ela, 31 lat
Zostaw komentarz